Zakończenie dotychczasowej działalności w formie kwartalnej
Drodzy Czytelnicy,
z dniem 1 stycznia 2022 roku kończymy wydawanie Kwartalnika Chemicznego: Prawo i Wiedza w formie kwartalnej. Dotyczy to zarówno prenumeraty elektronicznej, jak i drukowanej. Niebawem dostępna będzie możliwość zakupu wydań archiwalnych w wersji drukowanej oraz elektronicznej.
Zespół redakcyjny
Kwartalnik Chemiczny: Prawo i Wiedza
Toksykologia przydatna safety assessorom, cz. 1
Napisane przez dr Kamil JurowskiZazwyczaj safety assessorzy podczas przygotowywania raportu bazują na rozporządzeniu 1223/2009 oraz odpowiedniej wersji przewodnika opublikowanego przez SCCS. Okazuje się jednak, że zagadnienia zawarte w wymienionych dokumentach często są niewystarczające, gdyż obejmują zakresem informacje dotyczące stricte oceny bezpieczeństwa, a zagadnienia toksykologiczne ograniczone są do minimum. W tym artykule zostaną poruszone istotne aspekty toksykologiczne, związane z wchłanianiem substancji. Celem jest zwrócenie uwagi na inne spojrzenie na ocenę bezpieczeństwa produktów kosmetycznych, tak aby nie była ona tylko bierną procedurą, ale twórczą i dynamiczną pracą, uwzględniającą wiedzę toksykologiczną (...)
Magazynowanie materiałów niebezpiecznych
Napisane przez Agnieszka DembińskaMagazynowanie materiałów niebezpiecznych nigdy nie było i nigdy nie będzie rzeczą prostą. Wiem o tym, bo ponad 20 lat zajmuję się tematyką magazynowania materiałów niebezpiecznych oraz pomagam tworzyć bezpieczne miejsca pracy tam, gdzie występują materiały niebezpieczne. Dlatego postanowiłam podzielić się wiedzą i doświadczeniem, które nabyłam przez ten czas, m.in. podczas audytów zarówno w dużych, średnich, jak i małych przedsiębiorstwach.
Obecnie trudno jest znaleźć gałąź przemysłu, w której nie byłyby używane materiały niebezpieczne. Są one wszechobecne zarówno w naszym życiu zawodowym, jak i osobistym. Jeśli myślisz, czytelniku, że przesadzam, to sprawdź, jakie piktogramy widnieją na Twoim lakierze do włosów, dezodorancie, płynie do mycia szyb, udrażniaczu do rur czy detergentach używanych do sprzątania. Zaznaczę tutaj, że mam na myśli ogólnie dostępne środki, które można kupić w każdym markecie.
Jednak skupię się na materiałach niebzpiecznych używanych w zakładach pracy, gdyż o ile nikogo nie interesuje, w jaki sposób przechowuję materiały niebezpieczne w domu, to już zupełnie inaczej wygląda kwestia magazynowania, nawet tych samych materiałów, w zakładzie pracy.
Chaos, chaos wszędzie…
Często mam poczucie, że wiele firm nie ma pojęcia jak magazynować materiały niebezpieczne w taki sposób, aby połączyć piękną teorię z szarą praktyką. Mimo że w internecie można znaleźć sporo szkoleń oraz różnych publikacji na ten temat. Przedstawiciele firm nie zawsze wiedzą, jak zabrać się do magazynowania niebezpiecznych materiałów, jakie przepisy i normy zastosować, jakie są zasady bezpieczeństwa.
Często mam wrażenie, że mimo istniejących norm i rozporządzeń użytkownicy mają w tym zakresie za dużo swobody, szczególnie interpretacyjnej, co w połączeniu z niedostateczną wiedzą, np. w zakresie klasyfikacji materiałów niebezpiecznych, daje poczucie zagubienia i chaosu. Właściwa ocena zagrożenia i podjęcie odpowiedniej decyzji w oparciu o wątłe i nieprecyzyjne przesłanki legislacyjne może prowadzić do poważnych konsekwencji. A od tych decyzji zależy bezpieczeństwo zarówno personelu, jak i procesów technologicznych. Kiedy coś pójdzie nie tak, skutki mogą być naprawdę poważne. W mojej ocenie wiele osób po prostu gubi się w gąszczu wytycznych dotyczących magazynowania – nie do końca wiedzą, gdzie je znaleźć i do jakich konkretnie podstaw prawnych się odwołać. Czasami pojawiają się wątpliwości w, nazwę to „podstawowym”, zakresie, czyli kto tak naprawdę odpowiada za właściwe magazynowanie substancji niebezpiecznych.
A co na to przepisy?
Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w prawie ochrony środowiska art. 137 i 138, według którego: „eksploatacja instalacji oraz urządzenia zgodnie z wymogami ochrony środowiska jest, (…) obowiązkiem ich właściciela (…)” a „(…) przeciwdziałanie zanieczyszczeniom polega na zapobieganiu lub ograniczaniu wprowadzania do środowiska substancji (…)”. W tym miejscu warto przypomnieć podstawową definicję magazynowania: „Magazynowanie polega na czasowym przechowywaniu materiałów niebezpiecznych w celu ich dalszego odzysku, przetwarzania lub unieszkodliwienia. Przy magazynowaniu występuje konieczność stosowania warunków i metod ochrony magazynowanych dóbr przed czynnikami destrukcyjnie wpływającymi i powodującymi zmiany w ich jakości lub ilości”. No tak, przepis przepisem i definicja definicją, natomiast dalej nie wiemy jak to zrealizować od strony praktycznej.
Kto za to odpowiada?
W tym miejscu warto zadać sobie pytanie: Kto najczęściej w firmie jest odpowiedzialny za prawidłowe magazynowanie, a raczej na kogo, nazywając rzeczy po imieniu, zostało to zrzucone. To są często osoby, które dostają zadanie do zrealizowania, ale nie dostają kompetencji do jego wykonania i dlatego w głowie takiej osoby pojawia się mnóstwo obaw.
Często pracownicy, na których delegowano takie zadania, zaczynają poszukiwać informacji na własną rękę. I wcale się im nie dziwię, bo jeśli na taką propozycję rozszerzenia zakresu kompetencji odpowiedzą „nie”, to ryzyko utraty pracy może często być dosyć realnym scenariuszem. Z tego powodu dokształcanie samodzielnie jest jedną z częściej spotykanych metod pozyskiwania informacji. Szczególnie młodzi ludzie często poszukują wiedzy eksperckiej, głównie w internecie, ale niestety nie wszyscy chcą się nią dzielić. Do powstałej niedawno na Facebooku grupy „Projektowanie bezpieczeństwa w firmie”, która skupia ludzi zainteresowanych tematyką materiałów niebezpiecznych, w ciągu czterech miesięcy dołączyło ponad 2100 osób. Dowodzi to, że popyt na wiedzę z tego zakresu jest OGROMNY. Niestety, ludzi czy firm, które chcą dzielić się tą „tajemną wiedzą” jest ciągle niewiele, a jestem przekonana, że takie materiały i wymiana doświadczeń stanowią nieocenioną pomoc przy zetknięciu się z omawianą przez nas problematyką.
Jeśli chodzi stricte o kompetencje niezbędne do pełnego, właściwego podejścia do zagadnień związanych z magazynowaniem substancji niebezpiecznych, trzeba by mieć sporą wiedzę prawniczą, w połączeniu z co najmniej wiedzą chemika oraz specjalisty z zakresu BHP i ochrony środowiska, plus odpowiednie zasoby finansowe.
Ale jak to wygląda w rzeczywistości, chyba wszyscy wiemy. Zbieram doświadczenie ponad 20 lat i wciąż dowiaduję się czegoś nowego i dochodzę do nowych, ciekawych rozwiązań. Tyle tytułem wstępu. O podstawach prawnych związanych z magazynowaniem materiałów niebezpiecznych, wyposażeniu magazynu chemicznego oraz jak zaprojektować bezpieczne miejsce pracy dowiesz się z kolejnej części artykułu w następnym „Kwartalniku Chemicznym”. Już teraz serdecznie zapraszam.
Produkty antybakteryjne – kosmetyki czy produkty biobójcze
Napisane przez Daria Rembisz-BłońskaW związku z obecną sytuacją epidemiczną w Polsce konsumenci, służby medyczne oraz instytucje użytku publicznego intensywnie poszukują produktów antybakteryjnych i dezynfekujących do rąk. Podmioty gospodarcze, by sprostać tym oczekiwaniom, chcą jak najszybszą ścieżką wprowadzić tego typu produkty na rynek, a poprawna kwalifikacja produktów do odpowiedniej grupy – produktów kosmetycznych czy biobójczych – sprawia im problem.
Nadanie statusu
Przed wprowadzeniem na rynek każdy produkt musi zostać przyporządkowany do określonej grupy produktów konsumenckich – jako produkt kosmetyczny, wyrób medyczny, produkt biobójczy itd. W świetle obowiązujących przepisów nie jest dopuszczalna podwójna klasyfikacja produktów.
Za tę klasyfikację odpowiedzialny jest przedsiębiorca wprowadzający produkt do obrotu. W celu przeprowadzenia wspomnianej klasyfikacji należy dokonać analizy definicji danego produktu oraz, kierując się zasadą case-by-case, skupić się na deklarowanym działaniu produktu, jego składzie, użytych deklaracjach oraz dowodach ich potwierdzenia, miejscu i sposobie aplikacji, a także wyglądzie opakowania. Ponadto należy kierować się istniejącymi dobrymi praktykami i podejściem stosowanym przez Komisję Europejską i organy nadzoru poszczególnych krajów UE.
Odpowiednie przyporządkowanie produktu do określonej kategorii jest niezmiernie istotne, każda kategoria produktów podlega bowiem innym wymaganiom, dotyczącym składu, działania, sposobów produkcji czy samej procedury wprowadzania na rynek. Jednoznaczna klasyfikacja ma za zadanie przede wszystkim służyć bezpieczeństwu użytkowników, ale także jest istotna z punktu widzenia kontroli nad zgodnością z przepisami ze strony kompetentnych władz. Nieodpowiednie zaklasyfikowanie produktu może wiązać się z koniecznością zmiany projektu etykiety produktu, zmianą formulacji, wycofaniem produktu z rynku czy koniecznością rejestracji produktu według odpowiednich ram prawnych. Każde z tych rozwiązań niesie ogromne koszty oraz powoduje opóźnienia w prawidłowym funkcjonowaniu produktu na rynku.
Definicja jako podstawa klasyfikacji
Producent w trakcie prac nad produktem powinien upewnić się, czy produkt, który ma być umiejscowiony w określonej grupie produktowej, mieści się wyłącznie w jego definicji oraz czy którakolwiek z cech produktu nie wykracza poza tę definicję.
Zgodnie z definicją zawartą w Rozporządzeniu 1223/2009 z 30 listopada 2009 r., dotyczącym produktów kosmetycznych, pod pojęciem produktu kosmetycznego kryje się „każda substancja lub mieszanina przeznaczona do kontaktu z zewnętrznymi częściami ciała ludzkiego (naskórkiem, owłosieniem, paznokciami, wargami oraz zewnętrznymi narządami płciowymi) lub z zębami oraz błonami śluzowymi jamy ustnej, której wyłącznym lub głównym celem jest utrzymywanie ich w czystości, perfumowanie, zmiana ich wyglądu, ochrona, utrzymywanie w dobrej kondycji lub korygowanie zapachu ciała”.
Zawarte w treści definicji produktu kosmetycznego określenie „ochrona” nie dotyczy zabezpieczania przed zatruciem, zapobiegania chorobie czy zabezpieczania przed zakażeniem mikroorganizmami, grzybicą czy pasożytami. Produkt, który głównie daje powyższe skutki nie może być produktem kosmetycznym i powinien być uznany za produkt biobójczy lub leczniczy.
Produktem biobójczym zgodnie z art. 3 Rozporządzenia 528/2012 z 22 maja 2012 r. w sprawie udostępniania na rynku i stosowania produktów biobójczych jest „każda substancja lub mieszanina w postaci, w jakiej jest dostarczana użytkownikowi, składająca się z jednej lub kilku substancji czynnych lub zawierająca lub wytwarzająca jedną lub więcej substancji czynnych, której przeznaczeniem jest niszczenie, odstraszanie, unieszkodliwianie organizmów szkodliwych, zapobieganie ich działaniu lub zwalczanie ich w jakikolwiek sposób inny niż działanie czysto fizyczne lub mechaniczne”.
Powyższe definicje produktu kosmetycznego oraz biobójczego z pozoru wyraźnie określają cechy charakterystyczne obu rodzajów produktów, jednakże istnieją produkty, które wykazują właściwości odpowiadające obu definicjom. Dlatego kluczowe jest ustanowienie wyraźnej granicy pomiędzy tymi produktami, również z uwagi na fakt, iż każda grupa produktów objęta jest innym prawodawstwem i wymaganiami związanymi z wprowadzaniem produktu na rynek.
W preambule do rozporządzenia w sprawie udostępniania na rynku i stosowania produktów biobójczych istnieje zapis, iż w przypadku gdy produkt ma działanie biobójcze, które jest bezpośrednio związane z jego działaniem kosmetycznym, lub w przypadku gdy to działanie biobójcze jest uznawane za wtórne działanie produktu kosmetycznego, a zatem jest uregulowane rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009 z 30 listopada 2009 r., dotyczącym produktów kosmetycznych, działanie to oraz produkt powinny pozostać poza zakresem stosowania rozporządzenia 528/2012. Produkt kosmetyczny może wykazywać zatem drugorzędowe działanie biobójcze, najpowszechniej przejawiające się w jego funkcji antybakteryjnej, które należy rozumieć jako hamowanie wzrostu bakterii.
Brak prawnych wytycznych
W Unii Europejskiej nie istnieją formalne akty prawne dotyczące sposobu i zasad rozgraniczenia tych dwóch grup produktowych. Komisja Europejska wydała kilka dokumentów, będących zbiorem praktycznych porad i wskazówek, które można potraktować jako wytyczne, nie jest to jednak oficjalne stanowisko Komisji.
Jednym z takich dokumentów, dającym wiele konkretnych przykładów i dość jasno je interpretującym, jest przewodnik Komisji Europejskiej CA-Jul13-Doc.5.1.h „Borderline between the legislation for cosmetics and biocides”. Przewodnik podkreśla, że celem produktu kosmetycznego musi być „wyłącznie lub głównie” utrzymywanie w czystości, perfumowanie, zmiana wyglądu, ochrona, utrzymywanie w dobrej kondycji lub korygowanie zapachu ciała. Dodatkowo produkt kosmetyczny może mieć funkcje wtórne, które mogą nie być kosmetyczne, należy jednak zwrócić uwagę, aby drugorzędowe działanie biobójcze jasno wynikało z prezentacji produktu.
Tym samym wtórne działanie biobójcze w produktach kosmetycznych może dotyczyć np. dezodorantów, których główna funkcja kosmetyczna polega na kontrolowaniu zapachu ciała wraz ze zmniejszeniem potliwości, co ogranicza wzrost bakterii i wpływa na rozkład potu. Kontrola mikroflory skóry jest jednocześnie nieodłączną właściwością wszystkich produktów dezodoryzujących, zatem oświadczenia typu „eliminuje bakterie” czy „przeciwbakteryjny” mogą znaleźć się jako działanie wtórne – biobójcze na tego typu produktach.
Innymi przykładami produktów kosmetycznych, które mogą wykazywać drugorzędowe działanie biobójcze, są spłukiwane produkty do mycia rąk i ciała – mydła, mydła w płynie, pianki i płyny, ale także płyny do mycia twarzy. Główną funkcją tych produktów jest oczyszczanie skóry lub utrzymanie jej w czystości, a więc działanie kosmetyczne. Kontrola mikroflory skóry jest jednocześnie nieodłączną właściwością wszystkich produktów do mycia rąk, ciała i twarzy na bazie środków powierzchniowo czynnych, stąd też na opakowaniach tych produktów mogą znaleźć się drugorzędowe oświadczenia typu „unikalna formuła antybakteryjna”, „naturalne właściwości antybakteryjne”, „przeciwbakteryjny”, natomiast główną funkcją produktu pozostanie nadal jego działanie kosmetyczne. Inaczej ma się sytuacja w przypadku użycia deklaracji „zabija 99,9% bakterii”, która jednoznacznie nasuwa, iż produkt ma za zadanie zwalczenie mikroorganizmów, co jego funkcję kosmetyczną odsuwa na boczny tor. W związku z tym tego typu produkt byłby zaklasyfikowany jako produkt biobójczy.
Ponadto deklaracje, takie jak „zabija wirusy”, „działa dezynfekująco”, zgodnie z definicją produktu biobójczego, którego przeznaczeniem jest niszczenie, odstraszanie, unieszkodliwianie organizmów szkodliwych, jednoznacznie klasyfikują wyrób do tej właśnie grupy produktowej.
W ostatnim czasie z uwagi na pandemię spowodowaną koronawirusem, a co za tym idzie wzmożonym zapotrzebowaniem i zainteresowaniem produktami typu żele antybakteryjne, żele do dezynfekcji czy chusteczki dezynfekujące, Komisja Europejska postanowiła określić jasne wytyczne dla przedsiębiorców w zakresie przepisów prawnych dla tego typu produktów.
30 marca 2020 r. ukazał się przewodnik „Wytyczne dotyczące przepisów mających zastosowanie do środków do mycia rąk bez spłukiwania i środków do dezynfekcji rąk (żel, roztwór itd.)”.
W przypadku tych produktów usuwanie zanieczyszczeń bez użycia wody nie jest tak efektywne, jak ma to miejsce w produktach spłukiwanych. Efekt antybakteryjny nie może być zatem spowodowany przez spłukiwanie produktu i bakterii ze skóry, ale musi być podyktowany działaniem na skórę substancji czynnej, pozostającej na niej. Z uwagi na te kryteria produkt taki będzie zakwalifikowany do grupy produktów biobójczych.
Jednakże zgodnie z wytycznymi istnieje możliwość przyporządkowania produktu niespłukiwanego antybakteryjnego do grupy produktów kosmetycznych. Również podejście przedstawione w przewodniku „Manual of the Working Group on Cosmetic Products (Sub-group on Borderline Products) on the Scope of Application of the Cosmetics Regulation” (EC) No. 1223/2009 zakłada, że produkt niespłukiwany deklarowany jako antybakteryjny może być produktem biobójczym albo produktem kosmetycznym.
W celu zaprojektowania takiego produktu kosmetycznego należy dokonać wcześniej wspomnianej pełnej jego analizy case-by-case – zarówno użytych deklaracji, jak i składu, który sugerowałby, że mamy do czynienia z produktem kosmetycznym (zastosowanie np. komponentów nawilżających). W komunikacji produktowej należy skupić się na właściwościach kosmetycznych produktu, tj. odświeżanie, oczyszczanie, pielęgnacja. Działanie antybakteryjne musi być wyraźnie zaznaczone jako działanie drugorzędowe tego typu produktów. Niedozwolonymi w tym przypadku komunikatorami będą deklaracje działania dezynfekcyjnego, bakteriobójczego, wirusobójczego, które kwalifikują produkt do grona produktów biobójczych.
Podsumowanie
Klasyfikacja produktu jako kosmetyku lub produktu biobójczego powinna opierać się na solidnych argumentach, pełnej analizie charakterystyki produktu i podejściu case-by-case. Kluczowe znaczenie mają użyte deklaracje, sposób ich zaprezentowania oraz uwzględnienie wiedzy i sposobu odbioru przez konsumenta.
Należy również pamiętać, że jeżeli konsument szuka produktu o potwierdzonej skuteczności biobójczej, powinien wybierać produkty zaklasyfikowane jako biobójcze, dla których obowiązują normy dotyczące badań skuteczności antybakteryjnej. W przypadku produktu kosmetycznego nie istnieją takie wytyczne, a co za tym idzie nie można potwierdzić skuteczności przeciwbakteryjnej kosmetyku.
Bibliografia:
1. Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009 z 30 listopada 2009 r., dotyczące produktów kosmetycznych.
2. Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 528/2012 z 22 maja 2012 r. w sprawie udostępniania na rynku i stosowania produktów biobójczych.
3. Manual of the Working Group on Cosmetic Products (Sub-group on Borderline Products) on the Scope of Application of the Cosmetics Regulation (EC) No. 1223/2009 (Art. 2(1)(A)). Version 5.1 (February 2020).
4. CA-Jul13-Doc.5.1.h Borderline between the legislation for cosmetics and biocides.
5. Przewodnik Komisji Europejskiej „Wytyczne dotyczące przepisów mających zastosowanie do środków do mycia rąk bez spłukiwania i środków do dezynfekcji rąk (żel, roztwór itd.)”.
Mydło – krótka historia bez bicia piany
Napisane przez Tomasz Gendek PhDMydło towarzyszyło cywilizacjom niemal od zawsze. Od prawie 5 tys. lat jest wytwarzane i stosowane do przeróżnych celów, nie tylko do mycia. Dziś nie wyobrażamy sobie bez niego życia, jest artykułem pierwszej potrzeby.
Na początku było mydło
Mydło znane jest ludzkości od prawie 5 tys. lat. Istnieją dowody na to, że już około 2800 r. p.n.e. wytwarzano je w starożytnym Babilonie. Stamtąd pochodzą pierwsze znane udokumentowane wzmianki o wytwarzaniu mydła z tłuszczu kóz i popiołu, znalezione na sumeryjskich glinianych tabliczkach. Rzymska legenda – i raczej tylko legenda – głosi, że mydło (z łacińskiego: sapo) wzięło nazwę od bliżej nieokreślonej góry Sapo, na której składano bogom ofiary ze zwierząt. A pierwsze wzmianki w źródłach rzymskich pojawiają się dopiero u Pliniusza Starszego w I w. n.e. Mydło znali też Egipcjanie oraz Fenicjanie, którzy rozpowszechnili je w starożytnym świecie. Istnieją też przypuszczenia, iż słowo mydło (w wersji „soap”) może pochodzić bezpośrednio ze starożytnego języka galijskiego od słowa „sapo” lub germańskiego słowa „saipa”. Faktem jest, że mydło znane było i wytwarzane także w Galii. Jak było naprawdę, nie dowiemy się chyba już nigdy. Niewykluczone jednak, że w starożytności, niezależnie od siebie, odkrywano sposób jego wytwarzania.
W antycznym Rzymie mydło nigdy nie było używane w łaźniach, do oczyszczania skóry używano głównie oliwy i drobnego piasku. Mydło Rzymianie wykorzystywali przede wszystkim do czyszczenia i odtłuszczania wełny. Starożytni Egipcjanie używali natomiast mydła do leczenia chorób skóry. W najstarszym znanym zapisie w tzw. Papirusie Ebersa (około XVI w. p.n.e.) zalecano stosować je na rany i owrzodzenia. Podobnie radził słynny lekarz Galen w II w. n.e. Pierwotnie mydło wytwarzano z popiołu (głównie drzewnego, zawierającego potaż, węglan potasu) i tłuszczu (głównie zwierzęcego, ale też i roślinnego). Nie było to twarde mydło, jakie znamy dziś, miało raczej postać mazistej pasty.
Dopiero Arabowie udoskonalili i rozwinęli produkcję mydła do celów kosmetycznych, stworzywszy pierwsze twarde mydła, do których dodawali olejki aromatyczne i naturalne barwniki. Arabski lekarz i alchemik Jabir ibn Hayyan (w średniowiecznej Europie znany jako Geber lub Jeber albo Yeber), działający głównie w Bagdadzie w drugiej połowie VIII w., wymienia mydło jako środek czyszczący produkowany w świecie arabskim z oleju (tłuszcz roślinny) i ługu sodowego (al-Soda al-Kawia) z dodatkiem olejków aromatycznych (m.in. olejku tymiankowego). Wiadomo, że mydło w świecie arabskim wytwarzano co najmniej od VII w. Arabów uważa się także za wynalazców mydła twardego (kostka, bryła). Ktoś zauważył, że dodanie do roztworu otrzymanego mydła zwykłej soli powoduje, iż to wypływa na powierzchnię w postaci stałej, skąd można je zebrać i uformować.
Mydło wraca do Europy
Po podbojach dynastii Umajjadów (od IX w. n.e.) produkcja mydła powróciła do Europy, najpierw na Półwysep Iberyjski, który stał się największym w ówczesnym świecie producentem mydła. Stamtąd sztuka produkcji mydła rozniosła się po całym basenie Morza Śródziemnego. I tak pozostało na prawie tysiąc lat. Dość szybko mydło zawitało do Francji, a mydlarze byli jednym z wielu cechów rzemieślniczych ówczesnego świata. Od początku też było obłożone sporym podatkiem. W tamtych czasach mydła używano głównie do prania, czyszczenia, a do kąpieli sporadycznie. Mydło było wytwarzane głównie z tłuszczu zwierzęcego oraz popiołu drzewnego (dającego mieszaninę ługów sodowego i potasowego). Popiół zawierający węglan potasu i sodu był mieszany z wodą i tłuszczem, a następnie podgrzewany. W miarę postępu reakcji dodawano kolejne porcje popiołu. Około XVI w. tłuszcze zwierzęce zastąpiono roślinnymi (głównie oliwa), a popiół drzewny popiołami z wodorostów, które dawały bardziej stężony ług. Oczywiście było to możliwe tylko w krajach śródziemnomorskich, gdzie dostęp do oliwy z oliwek oraz alg morskich był najlepszy. Nic więc dziwnego (...)
Magazynowanie chemikaliów pod dozorem UDT
Napisane przez Szczepan GorbaczDoświadczenie pokazuje, że użytkownicy wielu zakładów i obiektów, w których zachodzi konieczność magazynowania substancji niebezpiecznych, borykają się z odpowiedzią na pytanie: „Czy i od jakiej objętości przechowywanie konkretnego związku podlega dozorowi UDT?”. W niniejszym artykule postaram się omówić najważniejsze kwestie związane z tzw. zbiornikami magazynowymi dozorowymi.
Co zrobić, gdy nie jest się pewnym tego, w jakich przypadkach zbiorniki bezciśnieniowe podlegają dozorowi UDT? Po zetknięciu się z gąszczem zapisów prawnych część firm przyjmuje postawę asekuracyjną, decydując się na objęcie dozorem większej grupy mediów. Inne firmy, jeśli tylko mogą, ograniczają kontakty i zgłoszenia do Urzędu Dozoru Technicznego – wynika to niejednokrotnie z obawy o skomplikowany przebieg procedury, ilość poświęconego czasu czy koszty.
W takich sytuacjach ratunkiem może okazać się wsparcie praktyków, którzy na co dzień mają do czynienia z wieloma przypadkami magazynowania substancji niebezpiecznych w różnych branżach oraz uzgadniają dokumentacje techniczno- projektowe zbiorników już na etapie produkcji. Bazując na doświadczeniu, są oni w stanie działać zdecydowanie szybciej i przede wszystkim w sposób sprawdzony i pewny.
Wiele pytań bez jednoznacznej odpowiedzi
Pierwszym aktem prawnym określającym warunki techniczne, jakie powinny spełniać zbiorniki magazynowe bezciśnieniowe przeznaczone do przechowywania materiałów trujących i żrących, jest Rozporządzenie Ministra Gospodarki z 16 kwietnia 2002 r. W rozporządzeniu tym omówione zostały zagadnienia związane z warunkami technicznymi dozoru technicznego w zakresie projektowania, wytwarzania, badania, eksploatacji, naprawy i modernizacji zbiorników. W pkt 2 § 3 dokumentu pojawia się definicja materiałów trujących i żrących jako substancji i preparatów chemicznych zaklasyfikowanych na podstawie odrębnych przepisów jako niebezpieczne, czyli bardzo toksyczne, toksyczne, szkodliwe albo żrące. Jest to zrozumiałe, natomiast rodzi się pytanie, jakie opracowania stanowią „odrębne przepisy” i jakie dane jesteśmy w stanie w nich odnaleźć. Niestety, wzmianki o konkretnych nazwach handlowych popularnych związków czy też mieszanin będących w powszechnym obrocie handlowym i stosowanych w wielu gałęziach przemysłu nie znajdziemy ani w formie załącznika, ani też odniesienia do innego aktu prawnego. Mamy zatem wiele pytań, które często pozostają bez jednoznacznej odpowiedzi. Zagadnienie materiałów trujących i żrących jest o tyle szerokie, że zgodnie z tab. 1 ww. rozporządzenia magazynowanie czynnika określonego jako „bardzo toksyczny” kwalifikuje się do procedury UDT (dozór techniczny uproszczony) nawet przy pojemnościach poniżej 60 dm3 (tabela 1). Dokładne sprecyzowanie rodzaju pojemników, które podlegają dozorowi UDT bywa jednak trudne ze względu na brak czytelnych definicji. Jako jedyne kryterium przyjmuje się bowiem pojemność, w wyniku czego nawet ta niewielka klasyfikuje się do procedury dozoru uproszczonego. Warto w tym miejscu wspomnieć o kolejnym rozporządzeniu, które wskazuje, iż dozorowi technicznemu podlegają dodatkowo zbiorniki przeznaczone do magazynowania materiałów ciekłych zapalnych o temperaturze zapłonu do 61oC i przy ilości czynnika powyżej 1000 dm3. Specjalistyczne jednostki i obszary dozoru technicznego, jakimi są Transportowy Dozór Techniczny oraz Wojskowy Dozór Techniczny, na cele niniejszego artykułu zostaną pokrótce wskazane lub całkowicie pominięte.
Czy karty charakterystyki substancji dają nam odpowiedź?
W kontekście oceny, czy zbiornik przeznaczony do magazynowania konkretnego medium będzie podlegał dozorowi technicznemu, osoby, którym przypadło podejmowanie decyzji z ramienia zamawiającego (najczęściej jest to technolog, szef utrzymania ruchu lub szef działu inwestycji i planowania), próbują szukać odpowiedzi w kartach charakterystyki substancji. I jest to bardzo intuicyjny krok, niestety w opracowaniach tych nie znajdują użytecznych danych. Podstawowym celem kart charakterystyki substancji niebezpiecznych jest bowiem informowanie o potencjalnych zagrożeniach związanych z daną substancją (mieszaniną), a także metodach zapobiegania tym zagrożeniom i procedurach, jakie należy wdrożyć w razie wystąpienia skażenia. I znowu wracamy do formy wsparcia, jaką jest czerpanie z wiedzy producenta zbiorników lub samego źródła – Urzędu Dozoru Technicznego – i ich doświadczenia w interpretacji przepisów. Z pewnością podejmowanie decyzji o poddaniu zbiornika dozorowi UDT byłoby łatwiejsze, gdyby w przyszłości dokonano rew lucji w przepisach branżowych i stworzono zbiorczy katalog substancji, których magazynowanie w określonej ilości wymaga uzgodnień z Urzędem Dozoru Technicznego.
Inwestycja w zbiornik chemoodporny dozorowy – procedury przedprodukcyjne oraz produkcja zbiornika magazynowego
Gdy wiemy już, że substancja, która będzie przechowywana w zbiorniku magazynowym została zakwalifikowana jako niebezpieczna, zbiornik taki podlegać będzie obligatoryjnie dozorowi Urzędu Dozoru Technicznego. Paragraf 3 cytowanego na początku artykułu rozporządzenia wskazuje na praktycznie wszystkie rodzaje zbiorników bezciśnieniowych i niskociśnieniowych, niezależnie od usytuowania, konstrukcji, czy też charakteru ciśnienia pracy. Są to zatem zbiorniki magazynowe bezciśnieniowe oraz niskociśnieniowe, w których (...)
Nanotechnologia – chemia pod mikroskopem
Napisane przez Alicja MilczarekNanotechnologia obecnie stała się modnym i obiecującym działem nauki o materiałach. Towarzyszy nam jednak od zawsze w komórkach wszystkich żywych organizmów. Czym właściwie jest nanotechnologia i czemu zawdzięcza popularność?
Nanotechnologia, jak nazwa wskazuje, jest zbiorem technik i sposobów tworzenia materiałów posiadających przynajmniej jeden wymiar, którego jednostką miary jest nanometr. Jeśli któryś z wymiarów struktury mieści się w zakresie od 1 do 100 nm, czyli znajduje się w przedziale, którego krańce z jednej strony wyznaczają odległości typowe dla pojedynczych atomów (10-9 m), z drugiej zaś te spotykane w ciele stałym (10-7 m); to materiał może wykazywać właściwości znacznie odbiegające od właściwości pojedynczych atomów oraz typowych kryształów. Nanotechnologia jest obiecującym obszarem badań, ponieważ dzięki niej można wytworzyć materiały o niespotykanych właściwościach. Aby otrzymać strukturę wykazującą pożądane właściwości fizyczne, chemiczne czy biologiczne, wystarczy odpowiednio manipulować rozmiarem tworzących się cząsteczek.
Historia nanotechnologii
Oficjalne początki nanotechnologii sięgają lat 50. XX w., gdy Richard P. Feynman przedstawił koncepcję miniaturyzacji i możliwości technologii na poziomie nanometrowym (1959 r.). Jednak ludzie już od 600 r. p.n.e. tworzyli struktury typu nano, między innymi wytwarzając stal (o nazwie Wootz, prekursor późniejszej stali damasceńskiej) w Indiach, która zawierała włókienka cementytu. Od VI w. w barwnikach stosowanych przy kolorowaniu witraży wykorzystywano nanocząstki chlorku złota, chlorków innych metali i tlenków metalicznych. Stal damasceńska, służąca do wytwarzania broni białej w XIII–XVIII w., zawierała nanorurki węglowe i nanowłókna cementytu. Już w 1857 r. Michael Faraday odkrył złoto koloidalne o barwie rubinu, charakterystycznej dla nanocząsteczek złota. Cienkie błony zaczęto produkować na skalę przemysłową w 1950 r. za sprawą Victora LaMera i Roberta Dinegara, a Artur von Hippel z Massachusetts Institute of Technology (MIT) 6 lat później wymyślił termin „inżynieria molekularna”. Samego terminu „nanotechnologia” użył w 1974 r. Norio Taniguchi z Uniwersytetu w Tokio na konferencji naukowej, a jego definicja nadal pozostaje w użyciu. Od tego momentu nastąpił okres gwałtownego rozwoju tej dziedziny. Podczas rozwoju technik litograficznych i produkcji ultracienkich warstw kryształów w latach 80. i 90. XX w. odkryto nanorurki i fulereny; przedstawiono metody wiązek molekularnych w celu wykorzystania ich do tworzenia studni kwantowych oraz drutów i kropek kwantowych. Jednak niewątpliwie dopiero wkraczamy w okres największego rozwoju nanotechnologii (...)
Sprzedaż kosmetyków na wybranych rynkach poza UE – Brazylia
Napisane przez Sylwia StokowskaBrazylia wydaje się nam krajem odległym, egzotycznym i trudnym, a mimo to wielu polskich producentów zaczęło podbijać tamtejszy rynek. Brazylia należy do unii celnej MERCOSUR/MERCOSUL – wspólnego rynku południowego (Mercado Comun del Sur/Mercado Comum do Sul – południowy wspólny rynek), ustanowionego na podstawie traktatu z Asuncion, który został podpisany przez cztery kraje: Argentynę, Brazylię, Paragwaj i Urugwaj 26 marca 1991 r. MERCOSUR/ MERCOSUL ma na celu promowanie wolnego handlu towarami, usługi i nakłady produkcyjne.
Regulacje kosmetyczne w Brazylii
Perfumy, kosmetyki, przybory toaletowe i podobne produkty muszą być zarejestrowane w Narodowej Agencji Nadzoru Zdrowia ANVISA, która reguluje produkcję, import i handel perfumami, kosmetykami, lekami itp. Ustalono kryteria dotyczące składu produktów, dozwolone i ograniczone składniki, instrukcje dotyczące etykietowania i inne powiązane środki.
W rezolucji opublikowanej w 2005 r. kosmetyki i przybory toaletowe zostały sklasyfikowane według stopnia ryzyka. Perfumy, kosmetyki i przybory toaletowe zostały scharakteryzowane jako: „każdy preparat wykonany z naturalnych lub syntetycznych substancji, do stosowania zewnętrznego na różne części ciała, skóry, włosów, paznokci, ust, zewnętrznych narządów płciowych, zębów i błon śluzowych, jamy ustnej, którego głównym lub wyłącznym celem jest czyszczenie, perfumowanie, zmiana wyglądu lub korygowanie zapachów ciała, ochrona lub po prostu utrzymywanie ich w dobrym stanie”. Zabrania się twierdzenia, że produkty kosmetyczne mają korzyści terapeutyczne lub reklamowania, że mogą leczyć choroby lub dolegliwości. Prawo zabrania używania nazw, symboli, zdjęć lub rysunków, które mogą prowadzić konsumenta do jakichkolwiek fałszywych interpretacji.
Działalność ANVISA
ANVISA zapewnia ochronę zdrowia ludności poprzez sprawowanie kontroli sanitarnej przy produkcji, wprowadzaniu do obrotu produktów i usług podlegających nadzorowi sanitarnemu. Kontroluje również porty, lotniska i granice związane z brazylijskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych i instytucjami zagranicznymi w sprawach dotyczących międzynarodowych aspektów nadzoru sanitarnego. Sama ANVISA ustanawia szczegółowe zasady dla przemysłu kosmetycznego, podobne do dyrektyw Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Zasady te zostały wcześniej omówione i zatwierdzone w ramach bloku gospodarczego MERCOSUL i przyjęte w Brazylii. Kosmetyki i artykuły higieny osobistej są podzielone na 2 kategorie, w zależności od ich ewentualnego ryzyka.
Stopień 1 ryzyka
Produkty stopnia 1 to produkty o podstawowych właściwościach, które zostały już udowodnione w przeszłości. Te produkty nie są zarejestrowane w ANVISA. Można je po prostu zgłosić na stronie internetowej ANVISA za pomocą formularza, zawierającego podstawowe informacje o produkcie (dane dotyczące składu, dane fizykochemiczne, informacje mikrobiologiczne, certyfikat bezpłatnej sprzedaży itp.), bez uiszczenia żadnej opłaty na rzecz ANVISA. Zasadniczo takie produkty mogą być dostępne na rynku miesiąc po otrzymaniu formularza powiadomienia online. Oznacza to, że takie produkty można importować w momencie, gdy lokalny dystrybutor powiadomi o tym na stronie internetowej ANVISA. Jeżeli jednak z jakiegoś powodu ANVISA zdecyduje się przeanalizować proces zgłoszenia i znajdzie jakieś sprzeczne informacje, które skłaniają do zaklasyfikowania produktu do kategorii 2, dystrybutor / importer jest proszony o wyjaśnienie kwestionowanych informacji, a powiadomienie może nie zostać zaakceptowane.
Przykłady produktów stopnia 1:
• szampony
• proste odżywki
• pianki do golenia
• płyny po goleniu
• balsamy do ciała w celu nawilżenia i odświeżenia bez witamin i filtrów przeciwsłonecznych.
Stopień 2 ryzyka
Kosmetyki 2 stopnia to te o bardziej złożonych właściwościach, które wymagają aktualnego dowodu skuteczności i bezpieczeństwa. Podlegają rejestracji, ponieważ ich producenci muszą dostarczyć bardziej precyzyjne i szczegółowe instrukcje oraz wykazać większą spójność ze względu na zwiększony stopień ryzyka. Produkty ryzyka 2 stopnia muszą zostać przedłożone i zatwierdzone przez ANVISA przed wprowadzeniem na rynek. Pierwsze zgłoszenie informacji do lokalnej agencji zajmuje około 60 dni.
Wraz z danymi produktu importer musi uiścić opłatę do ANVISA. Opłata ta różni się w zależności od wielkości firmy, tzn. im większa firma, tym wyższa taryfa. Czas na zakończenie analizy i wydanie dokumentacji wynosi 60–90 dni, jeżeli proces nie wymaga dalszych informacji. W przeciwieństwie do produktów ryzyka stopnia 1, produkty zgłoszone do rejestracji muszą czekać na publikację tego raportu w dzienniku urzędowym, aby dostawca mógł rozpocząć proces importu i komercjalizacji.
Przykłady produktów stopnia 2:
• szampony przeciwłupieżowe
• kremy przeciwzmarszczkowe
• krem z filtrem przeciwsłonecznym
• kremy do oczu
• kosmetyki dla dzieci.
Ograniczenia dla składników/surowców
Zgodnie z brazylijskimi przepisami dotyczącymi zdrowia, dla perfum i kosmetyków istnieją 3 listy określające ograniczenia dla składników. Istnieje lista składników o ograniczonym zastosowaniu, które w zależności od produktu i ilości mogą być używane z umiarem. Istnieje również lista filtrów ultrafioletowych z listą dozwolonych produktów, takich jak kremy przeciwsłoneczne. I wreszcie lista wymieniająca wszystkie substancje zabronione w perfumach, kosmetykach lub produktach higieny osobistej. Ta lista zawiera wiele substancji i jest dostępna na stronie internetowej ANVISA (...)
W dobie nieustannego dostosowywania się do wymagań rynku i zmieniającej się ustawicznie legislacji, bezcennym towarem są informacje, szczególnie te podane szybko i w sposób przystępny. Najlepiej w formie „informacji instant”, dające się od razu zastosować. W cenie są więc także ci, którzy są w stanie je przygotować i dostarczyć. Doradcy – akwizytorzy XXI w. – sprzedający swoją ciężko zdobytą wiedzę i wieloletnie doświadczenie w branży. Przez jednych cenieni za fachowość i rzetelność dostarczanego „towaru”, przez innych lekceważeni, bo przecież wszystko jest w „internetach”, więc za co tu płacić.
Jak powinien działać doradca, aby jego praca przyniosła zleceniodawcy korzyści? Wszystko zależy od branży i konkretnych oczekiwań przedsiębiorstwa, ale także od doświadczenia doradcy, jego wiedzy o tym, co jest zwykle wymagane, jakie najczęściej problemy są do rozwiązania w danej branży. Jedno jest niezmienne – trzeba dostarczyć odpowiednich informacji oraz tak pokierować ich przepływem, aby zaopatrzyć klienta w wiedzę, która pomoże mu w przyszłości.
Informacje, ale jakie?
Należy się tu jednak zastanowić, jakich informacji nam trzeba. Często sama firma nie do końca wie, w jakim obszarze legislacji się porusza, jakie ma obowiązki i jak je powinna wypełnić. To jest podstawowe zadanie firmy doradczej – pomóc przedsiębiorstwu w zidentyfikowaniu jego obowiązków, pokazać, co i dlaczego jest dla jego przedsiębiorstwa najważniejsze i na czym należy się skupić, aby nie rozpraszać sił i środków na działania niepotrzebne.
Identyfikacja potrzeb firmy w zakresie doradztwa nie może być działaniem samym w sobie, bezrefleksyjnym dostarczeniem listy przepisów i wymagań, które obowiązują w danej branży. Wymagania dla przedsiębiorstwa muszą korespondować ze stanem faktycznym, jaki istnieje wewnątrz firmy. Często bywa bowiem tak, iż wdrożono już jakieś działania, które trzeba ocenić i w miarę potrzeb tylko zmodyfikować. Nie trzeba więc zaczynać od początku, tylko kontynuować zarzucony na jakimś etapie proces. Jak to zrobić?
Audyt – niedoceniane narzędzie w ustaleniu podstawowych zadań
Najlepszym rozwiązaniem jest audyt, który, jeśli dobrze przeprowadzony, da odpowiedzi na wszystkie najważniejsze pytania odnośnie do obowiązków przedsiębiorstwa oraz stopnia ich wdrożenia. Można tu wymienić między innymi, jakie przepisy dotyczą audytowanego przedsiębiorstwa w kontekście jego działalności, jakie dokumenty, pozwolenia, certyfikaty czy inne działania są konieczne, aby np. produkty wprowadzane przez firmę na rynek były nie tylko legalne pod względem prawnym, ale i po prostu bezpieczne dla użytkowników.
Jednak zidentyfikowanie faktycznych obowiązków nie wyczerpuje całości prac, jakie należy włożyć w audyt i działania poaudytowe. Sama identyfikacja, choćby najlepsza, nie da odpowiedzi na podstawowe pytanie, zadawane później audytorowi. Dalej musi nastąpić rzetelny i wyczerpujący opis wszystkich obowiązków, stwierdzonego stanu faktycznego, niezgodności z wymaganiami prawnymi – zarówno w obszarze dokumentacji, jak i bezpieczeństwa. Do działań poaudytowych należy także – tu już na życzenie firmy – przedstawienie programu naprawczego, opartego na wszystkich stwierdzonych podczas audytu faktach. Dopiero tak skorelowane ze sobą działania mogą dać odpowiedź, czy dane przedsiębiorstwo działa zgodnie z obowiązującymi je przepisami i co oraz jak należy poprawić.
I co dalej? Doradca przystępuje do akcji
Na tym etapie do pracy przystępuje doradca. Mając już w ręku konkretne informacje na temat przedsiębiorstwa i wstępną listę niezgodności, może przystąpić do wdrażania zawartych w planie naprawczym działań. Oczywiście należy pamiętać, że żaden audyt nie da pełnego obrazu wszystkich niezgodności ani działań, jakie należy podjąć przy wprowadzaniu produktu do obrotu. Przykładowo, sprawdzając losowo wybrane karty charakterystyki, czy oznakowanie obecnych akurat w dniu audytu w magazynie produktów, nie zobaczymy wszystkich niezgodności. Nie ma możliwości sprawdzenia wszystkiego, jednak nawet taki przegląd daje pojęcie o tym, czy dany obszar (karty lub oznakowanie) wymaga tylko korekt, czy już gruntownej pracy u podstaw. Podobnie jest np. z rejestracją produktów biobójczych – audytor wie, na podstawie audytu, że produkt jest w trakcie rejestracji i potrzeba interwencji, aby doprowadzić do finału zastopowaną z jakiegoś powodu procedurę. To, czy braki zgłaszane przez urząd rejestracji są poważne i wymagają dodatkowych działań w innych obszarach (np. przeprowadzenia dodatkowych badań laboratoryjnych), wyjdzie w dalszym etapie, po kontakcie z urzędem.
Współpraca albo nic
Doradca traktuje działania audytowe i poaudytowe jako rzetelny wstęp do swojej dalszej pracy, czyli działań naprawczych lub wręcz do tworzenia od podstaw całej dokumentacji, uzyskiwania pozwoleń, oznakowywania produktów itp. Ich powodzenie wymaga od firmy spełnienia kilku istotnych warunków, bez których praca doradcy może nie być odpowiednio efektywna, a w skrajnych przypadkach może stać się porażką.
Podstawą skutecznej pracy doradcy w przedsiębiorstwie – bez względu na rodzaj doradztwa i zadań, jakie ma wykonać – jest odpowiednia kooperacja ze strony przedsiębiorstwa. Wydawałoby się, że jest to trywialna uwaga. Nic bardziej mylnego. Często dzieje się tak, że doradca zostaje ze swoimi zadaniami sam, nie ma znikąd wsparcia, czyli konkretnych, niezbędnych do wypełnienia zadań, informacji. Nie licząc często dużych odległości pomiędzy nim a firmą oraz czasu niezbędnego na dojazdy, sam nie wejdzie przecież do firmy i nie będzie samodzielnie przeglądał firmowej dokumentacji, do której nie powinien mieć dostępu.
Potrzebny jest koordynator, osoba ze strony firmy, która możliwie szybko prześle doradcy właściwe dokumenty i opracowania tak, aby mógł efektywnie pracować zgodnie z ustalonym harmonogramem. Nie może to być jednak ktokolwiek. Koordynator musi spełnić jednocześnie kilka warunków:
- musi mieć odpowiednie umocowanie w przedsiębiorstwie, tak aby móc bez problemu pobrać i dostarczyć doradcy odpowiednie dane;
- musi też mieć przynajmniej podstawową wiedzę o tym, czym zajmuje się doradca, co robi dla firmy, co i dlaczego może mu być potrzebne;
- i wreszcie musi mieć możliwość – samemu bądź przez inne kompetentne osoby w firmie – podejmować decyzje finansowe i logistyczne, np. o opłaceniu zleconych badań lub opłat urzędowych, dostarczeniu próbek do badań w laboratorium, czy też dokumentów do odpowiednich organów certyfikujących lub administracyjnych.
Koordynator jest w pewnym stopniu prawą ręką doradcy w przedsiębiorstwie, spaja i nadzoruje działania doradcy i działania firmy.
Przykładem może być tu chociażby, dobry lub zły, przepływ informacji w wydawałoby się banalnej sytuacji, jak zlecenie wykonania kart charakterystyki lub opracowanie raportu bezpieczeństwa produktu kosmetycznego. Bez podstawowych danych, takich jak m.in. receptury czy karty komponentów, wyniki badań oraz informacje o samym produkcie, doradca nie może rzetelnie wykonać swojego zadania. Ba, w zasadzie, w ogóle nie powinien go zaczynać. A są to często przecież informacje poufne, niedostępne dla osób spoza firmy i tylko koordynator powinien mieć możliwość – po podpisaniu umowy o poufności z doradcą – ich dostarczenia. Podobnie jest np. w przypadku sprawozdania rocznego doradcy ADR w firmie, gdzie niezbędne są informacje ilościowe i jakościowe o rocznym rozładunku i załadunku towarów niebezpiecznych. Dane te zwykle są w dziale logistyki albo w magazynie i tylko koordynator jest w stanie je zebrać i przekazać do opracowania doradcy ADR. Przykładów takich jest mnóstwo.
Doradca jako mentor
Nowoczesne doradztwo to nie tylko audyty i wykonywanie konkretnych zleceń. Szybko zmieniające się przepisy wymagają, aby doradca nie tylko był na bieżąco – co wydaje się oczywiste – ale także na bieżąco informował swoich klientów o zmianach oraz konsekwencjach tych zmian w jego branży. Chociażby np. o kończących się okresach przejściowych, co może skutkować koniecznością zmian w oznakowaniu i klasyfikacji produktów, wygasaniu pozwoleń na obrót produktami oraz wielu innych przypadkach, w zależności od profilu przedsiębiorstwa. Stała współpraca i opieka doradcy jest najlepszym sposobem na przeciwdziałanie niemiłym niespodziankom, np. konieczności wycofania produktów z półek czy konieczności zapłacenia kary. Ponadto stałe doradztwo zapewnia też – jeśli tylko doradca porozumie się z firmą – możliwość reprezentowania przed organami nadzoru. Bo kto, jeśli nie doradca, który przygotował dokumentację, wie o niej najwięcej?
Doradca jako trener
Kolejnym, choć nie ostatnim, zadaniem doradcy powinno być propagowanie i przekazywanie wiedzy. Mnogość skomplikowanych przepisów i wymagań, jakie muszą spełniać przedsiębiorstwa, aby być w zgodzie z przepisami, powodują ciągły niedosyt wiedzy. To widać, szczególnie wśród pracowników odpowiedzialnych za konkretne działy, niestety nie zawsze już u ich szefów.
A zrozumienie, że nawet najlepiej wykształcony pracownik powinien się dalej uczyć w zmieniającej się rzeczywistość jest podstawowym wymaganiem w XXI w. Nie tylko jak rozwiązać dany problem tu i teraz, ale także jak zareagować w przyszłości, a jeśli zajdzie potrzeba, do kogo zwrócić się o pomoc. Propagowanie wiedzy to kolejne zadanie dla doradcy, który powinien umieć uświadomić wagę problemów i wskazać możliwe rozwiązania zarówno teraz, jak i na przyszłość; oraz swoją w tym rolę. Jest to istotne także dla samego doradcy, ponieważ świadoma firma z dobrze wykształconym personelem (np. kompetentnym koordynatorem) dużo łatwiej i szybciej wdraża wypracowane z doradcą rozwiązania. Kto wie, ten korzysta, kto nie wie – błądzi.
Nowoczesny doradca, czyli kto?
W dzisiejszych czasach, pełnych wąskich specjalizacji i podziału zadań, nowoczesny doradca to często wielozadaniowy zespół ludzi o unikatowych, uzupełniających się specjalnościach i wiedzy. Nie powinno to dziwić w dobie odrębnych specjalistycznych przepisów dla różnych grup produktów i różnych branż. Chociażby w przypadku biocydów, kosmetyków, wyrobów medycznych czy chemikaliów, niemożliwe jest pełne ogarnięcie ich legislacji jednocześnie. Potrzebna jest specjalizacja. Zatem jeśli mówimy o doradcy, który ma spełnić oczekiwania firmy na wielu polach, to nie może być to jedna osoba. Doradca ADR nie będzie dobrym specjalistą od kosmetyków, a ten od tworzenia kart charakterystyki czy przepisów rozporządzenia REACH. Nawet wśród doradców do spraw transportu materiałów niebezpiecznych funkcjonują odrębne specjalizacje, m.in. doradcy od transportu lądowego (ADR), morskiego (IMDG), kolejowego (RID) czy lotniczego (IATA).
Nowoczesny doradca to ktoś, kto nie tylko wykona dane zadanie, ale i będzie wspierał firmę na wielu polach aktywności – szkolił, informował, ostrzegał i ją reprezentował. Dopiero tak pojęte doradztwo może spełnić swoje zadanie w 100%.
Doradca jako inwestycja
Współpraca z doradcą, a jeszcze lepiej z multidyscyplinarną firmą doradczą, stanowi dla przedsiębiorstwa pewnego rodzaju zabezpieczenie przed nieuchronnością zmian, daje pewność aktualności posiadanej wiedzy i możliwość podejmowania decyzji najwcześniej, jak się da. Nie jest oczywiście gwarancją nabycia nieomylności, takiej gwarancji nie ma nikt. Daje jednak możliwość nabycia przewagi konkurencyjnej przed firmami, które wiedzy nie mają, nie potrafią się dostosować do zmieniającej się rzeczywistości.
Taka wiedza rzeczywiście stanowi dla przedsiębiorstwa zysk. Są oczywiście i koszty. Dobrzy doradcy, znający legislację w danej branży, zagrożenia i sposoby radzenia sobie z nimi, są z reguły w cenie. W XXI w. informacja jest najbardziej wartościowym towarem, bo jej zdobycie, opracowanie i przygotowanie do przekazania nie jest wcale proste i wymaga dobrego przygotowania i wykształcenia oraz praktyki.
Jednak nadal zdarzają się przedsiębiorstwa, gdzie stwierdzenie przez doradcę, iż owszem, możemy przygotować np. taką opinię, będzie to wymagało tylu to a tylu godzin i koszt jest jakiś – budzi ogromne zdumienie. Jak to? Niby dlaczego mamy płacić za to, że ktoś napisze dwie, trzy strony opinii albo omówi jakiś problem na szkoleniu. Nikt jednak nie pomyśli, ile czasu i wysiłku kosztuje doradcę zebranie, wyselekcjonowanie i ocenienie informacji, przygotowanie opracowania czy szkolenia.
Na szczęście przykłady takich firm, dla których informacja to tylko parę słów czy linijek bez konkretnej wartości, jest coraz mniej.
Firmy zaczynają sobie zdawać sprawę, że nie są w stanie dobrze funkcjonować ani konkurować w zmieniającym się otoczeniu bez pomocy fachowców. I dochodzą do wniosku, że jednak zainwestowanie w profesjonalne doradztwo, szczególnie w dłuższej perspektywie, opłaca się. A inwestycja ta przynosi wymierne zyski.
W kręgu norm i zaleceń, czyli kiedy przepis jest wiążący
Napisane przez dr hab. Dagmara SkupieńZgodnie z art. 87 ust. 1 Konstytucji RP, źródłami powszechnie obowiązującego prawa Rzeczypospolitej Polskiej są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia. Źródłami powszechnie obowiązującego prawa Rzeczypospolitej Polskiej są również na obszarze działania organów, które je ustanowiły, akty prawa miejscowego. W związku z członkostwem Polski w Unii Europejskiej w naszym kraju obowiązują również akty prawa Unii Europejskiej, czyli przepisy wydawane w oparciu o podstawę prawną, wynikającą z Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE). Zgodnie z art. 288 TFUE, wiążącymi aktami prawnymi wydawanymi przez instytucje unijne w celu wykonania kompetencji Unii są: rozporządzenia, dyrektywy i decyzje.
Wiążący charakter aktu prawnego oznacza, że jego przepisy podlegają obowiązkowemu stosowaniu. Przepis może być bezwzględnie wiążący (łac. ius cogens), co oznacza, że jego stosowanie nie może być ograniczone bądź wyłączone wolą stron. Przepis względnie wiążący (ius dispositivum) to taki, który znajduje zastosowanie tylko wówczas, gdy same strony nie uregulowały konsekwencji prawnych wiążącego je stosunku prawnego w sposób odmienny od dyspozycji zawartej w tym przepisie (np. zwrot „w braku odmiennej umowy” w art. 642 § 1 kodeksu cywilnego). Trzecia kategoria przepisów wiążących to tzw. przepisy semiimperatywne, czyli takie, które wyznaczają minimalny zakres ochrony interesów jednej strony i dlatego zastosowanie takich norm może być uchylone lub ograniczone przez strony tylko wtedy, gdy postanowienia umowy są korzystniejsze dla strony objętej ochroną normatywną1. Oprócz aktów prawnych o charakterze wiążącym, uprawnione instytucje wydają również akty o niewiążącym charakterze, takie jak zalecenia, opinie czy wytyczne. Rozrost tego rodzaju dokumentów widoczny jest zwłaszcza w ramach działalności Unii Europejskiej. Jako przykładaktu o niewiążącym charakterze, ma jednak bardzo ważne znaczenie w obrocie prawnym, można wskazać zalecenie Komisji z 6 maja 2003 r. w sprawie definicji mikroprzedsiębiorstw oraz małych i średnich przedsiębiorstw nr 2003/361/EC2. Zalecenie to określa kryteria dotyczące ustalenia, czy dana firma jest mikroprzedsiębiorstwem, małym czy średnim przedsiębiorstwem (MŚP). Definicje zawarte we wspomnianym zaleceniu są stosowane w licznych aktach prawnych w celu zakwalifikowania (bądź nie) danego przedsiębiorstwa do unijnych i krajowych programów wsparcia finansowego. Prawo do uzyskania zwolnienia z określonych opłat, czy też ich obniżenia, w postępowaniach przed urzędami europejskimi również jest uzależnione od spełnienia kryteriów wynikających z tego zalecenia. Jako przykład można podać art. 3 pkt 36 ro porządzenia (WE) nr 1907/2006 Parlamentu Europejskiego (PE) i Rady z 18 grudnia 2006 r. (REACH), który stanowi, że pojęcie małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) oznacza przedsiębiorstwa małych i średnich rozmiarów zdefiniowane w zaleceniu Komisji z dnia 6 maja 2003 r., dotyczącym definicji mikroprzedsiębiorstw oraz małych i średnich przedsiębiorstw.
Podobnie na definicję MŚP w rozumieniu zalecenia nr 2003/361/WE powołano się w art. 2 rozporządzenia Komisji (UE) nr 440/2010 z 21 maja 2010 r. w sprawie opłat wnoszonych na rzecz Europejskiej Agencji Chemikaliów na mocy rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1272/2008 w sprawie klasyfikacji, oznakowania i pakowania substancji i mieszanin, czy też w art. 2 rozporządzenia Komisji (WE) nr 2049/2005 z dnia 15 grudnia 2005 r. ustanawiającego, zgodnie z rozporządzeniem (WE) nr 726/2004 Parlamentu Europejskiego i Rady, zasady dotyczące wnoszenia opłat na rzecz Europejskiej Agencji Leków i pozyskiwania od niej pomocy administracyjnej przez mikroprzedsiębiorstwa oraz małe i średnie przedsiębiorstwa.
Powyżej opisana technika legislacyjna powoduje, że postanowienia danego zalecenia uzyskują wiążący charakter na mocy przepisu powołującego się na nie. Z kolei wytyczne o charakterze technicznym mogą zostać przedstawione w formie aktu wiążącego, np. decyzji odpowiedniej instytucji. Jako przykład mogą posłużyć wytyczne dotyczące opracowania raportu bezpieczeństwa produktów kosmetycznych, zawarte w decyzji wykonawczej Komisji z 25 listopada 2013 r. w sprawie wytycznych dotyczących załącznika I do rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009 dotyczącego produktów kosmetycznych. Również w dziedzinie prawa ochrony środowiska tzw. konkluzje BAT (Best Available Techniques – najlepsze dostępne techniki), określające wymagania, które muszą być spełnione przez instalacje oddziałujące na środowisko, są publikowane w formie decyzji wykonawczej Komisji, np. decyzja wykonawcza Komisji (UE) 2017/1442 z 31 lipca 2017 r. ustanawiająca konkluzje dotyczące najlepszych dostępnych technik (BAT) w odniesieniu do dużych obiektów energetycznego spalania. W tej sytuacji wiążący charakter aktu prawnego i jego publikacja w oficjalnym publikatorze (Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej) przesądzają o tym, że dane wymagania należy obowiązkowo stosować.
Więcej...
Produkty do stylizacji paznokci. Czy zawsze będą to kosmetyki?
Napisane przez Marta Kuberska-MaciejewskaNie od dziś wiadomo, że dłonie i paznokcie są wizytówką każdego człowieka. Zadbana skóra, wypielęgnowane paznokcie, elegancki manicure wpływają na dobre samopoczucie i dodają wdzięku i pewności siebie. Nie bez powodu zabiegi stylizacji paznokci stały się jednymi z najpopularniejszych usług oferowanych przez gabinety kosmetyczne. Wytwórcy kosmetyków i akcesoriów wykorzystywanych w czasie zabiegów oferują coraz to nowsze produkty, mające na celu ułatwić, uprzyjemnić i uczynić bezpieczniejszym nasz pobyt w studiu urody. Wizyta w gabinecie kosmetycznym kojarzy nam się przede wszystkim z zastosowaniem różnorodnych produktów kosmetycznych, ale czy tylko?
Czy to kosmetyk?
Dużą popularnością w gabinetach kosmetycznych cieszą się zabiegi poprawiające ogólną kondycję skóry dłoni i płytki paznokci, które często poprzedzają właściwe zabiegi stylizacji. Należą do nich: peelingi dłoni usuwające zrogowaciałe warstwy naskórka, kąpiele dłoni mające na celu oczyszczenie i pielęgnację skóry, jak również zmiękczenie skórek wokół paznokci. Zarówno peelingi, jak i płyny przeznaczone do mycia dłoni spełniają definicję produktu kosmetycznego, zawartą w Rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009 z 30 listopada 2009 r. dotyczącym produktów kosmetycznych wraz z późn. zm. Produkt kosmetyczny jest zdefiniowany jako „substancja lub mieszanina przeznaczona do kontaktu z zewnętrznymi częściami ciała ludzkiego (naskórkiem, owłosieniem, paznokciami, wargami oraz zewnętrznymi narządami płciowymi) lub z zębami oraz błonami śluzowymi jamy ustnej, którego wyłącznym lub głównym celem jest utrzymywanie ich w czystości, perfumowanie, zmiana ich wyglądu, ochrona, utrzymywanie w dobrej kondycji lub korygowanie zapachu ciała”. Kosmetykami będą również płyny służące do odtłuszczania płytki paznokci (tzw. cleanery) i primery, czyli preparaty pomocnicze, których zadaniem jest zwiększenie przyczepności bazy (hybrydowej, żelowej lub akrylożelu) do naturalnej płytki paznokcia poprzez jej silne odtłuszczanie i/lub zmianę pH. Zastosowanie tych kosmetyków wpływa na trwałość stylizacji. Produkty te oddziałują bezpośrednio na płytkę paznokcia. Odtłuszczanie należy rozumieć w tym przypadku jako oczyszczanie płytki przed właściwymi zabiegami stylizacji.
Zarówno lakiery hybrydowe (składające się z trzyelementowych zestawów: baza, właściwy lakier, top), żele UV i akrylożele, jak i klasyczne lakiery, których receptury oparte są na rozpuszczalnikach organicznych, klasyfikuje (...)
Praca online – komu służy najbardziej?
Napisane przez T. Piotr DurawaOd marca 2020 r. przetacza się przez świat ogromna fascynacja pracą wykonywaną zdalnie. Po raz pierwszy w historii, nieco przymuszeni, przedsiębiorcy musieli rozluźnić gorset regulaminu pracy i zgodzili się patrzeć pracownikom na ręce z nieco większego dystansu. To, że zmiany wymusił natrętny wirus, nie wymaga dodania.
Po pierwszych zachwytach pozostaniem w domu, możliwością samodzielnego regulowania czasu i tempa pracy czy wreszcie swobody „odzieżowej”, pojawiły się też pierwsze krytyczne uwagi. Przeciwnicy home office (malkontenci?) z satysfakcją komentują trudności, z jakimi mierzą się pracujący z domu.
Za najpoważniejszą wadę uważa się oczywiście brak interakcji z innymi pracownikami. Cokoleiek by nie powiedzieć, to ploteczki w biurowej kuchni są najlepszym pasem transmisyjnym nie tylko dla omawiania obyczajowości koleżanek i kolegów, ale także dla nowych planów firmowych, zdobywania nowych kwalifikacji i umiejętności oraz twórczej wymiany myśli na temat najnowszych strategii czy polityki firmowej. A home office ich nie oferuje. Listę wad szybko uzupełnia niezauważalne przenikanie się świata zawodowego ze światem prywatnym. Pracownik zdalny, nieuzależniony od sztywnych godzin pracy, może być „w biurze” całą dobę, może w nim spać i jeść, i jeszcze bawić się z dzieckiem. Na początku taka organizacja dnia wydaje się kusząca, z czasem jednak brak wyraźnej granicy pomiędzy czasem aktywności zawodowej i osobistej może stać się obciążeniem.
Niezawodni krytycy odkrywają kolejne ryzyko dla pracujących z domu, jakim jest mnogość pokus, odciągających od zadań, które koniecznie trzeba wykonać. Dla efektywnej pracy w domu potencjalnych zagrożeń jest wiele więcej, niż w tradycyjnym biurze, a stałe skupienie na zadaniach wymaga nie lada dyscypliny i samozaparcia. Nic się nie wydarzy przecież, jeśli pójdziesz do sklepu, wrzucisz pranie, odkurzysz czy wreszcie obejrzysz najnowszy odcinek serialu – przecież pracę wykonasz później. Łatwo sobie wyobrazić nawarstwiające się obowiązki i rosnący stres związany z ich niewykonaniem.
Nawet niezbyt bystry obserwator potwierdzi, że wspaniale jest, gdy szef nie patrzy na ręce przez cały dzień. Ale zaraz potem dodaje, że brak bieżącej informacji zwrotnej, komunikacja ograniczona tylko do wymiany informacji czy brak świadomości, że jest się częścią całości, może szybko stać się demotywujący. Admirator pracy zdalnej powie oczywiście, że są przecież komunikatory, telefony, videochaty i co tam dusza zapragnie – można się efektywnie komunikować i być częścią całości. Czy aby na pewno? Czy ów admirator nie myli komunikowania z transferem informacji? Komunikowanie, którego jako ludzie pragniemy, ma znacznie więcej aspektów niż tylko mówienie, słuchanie i niewyraźna mowa ciała na ekranie. Mamy jeszcze smak, węch, dotyk, które dla naszego postrzegania drugiego człowieka i naszej roli społecznej odgrywają ważne funkcje, i które też przenoszą informacje. Możemy oczywiście wzajemnie się informować, ale czy zaspokoi to ludzką potrzebę komunikowania i czy wpłynie pozytywnie na efekty pracy zdalnej, pozostaje kwestią otwartą.
Zrzędliwy znawca doda, że tak chwalony home office może nie pozostawać bez wpływu na zdrowie. Wiele firm zapewnia pracownikom ergonomiczne, wygodne warunki pracy: dopasowane krzesła, klimatyzację, ruchome biurka, duże monitory. Czy home office są też tak wyposażone? Na pewno bywają takie, ale to raczej mniejszość. W rezultacie pracujesz przy kuchennym stole i na twardym „obiadowym” krześle, a są przecież jeszcze tacy, którzy pracują na kanapie. To musi skończyć się bólem pleców, którego organizm nie ma szans zregenerować w ruchu, bo przecież droga do biura to tylko 5 kroków z sypialni do stołu.
Przyglądając się krytycznie pracy zdalnej, trzeba także uwzględnić praktyków. Oni, na podstawie własnych doświadczeń, dodają do listy słabości jeszcze jeden aspekt, a mianowicie niedocenianie pracy wykonywanej z domu. Pytania: Kiedy znajdziesz wreszcie prawdziwą pracę? Czy możesz dziś zrobić zakupy, przecież i tak jesteś w domu? Kim ty jesteś w tej firmie, że nie mają dla ciebie nawet krzesła i biurka?, są codziennością pracujących z domu. I chociaż często poświęcają pracy więcej czasu niż przeciętni pracownicy in situ, wysiłek ten bywa niedostrzegany i niedoceniany. To niezwykle frustrujące.
Czujny Czytelnik już chce pewnie zapytać: Czego ty chcesz, człowieku? Żeby plusy nie przysłoniły nam minusów? Przecież otwierają się nowe możliwości, nowe szanse, nic już nie będzie takie jak było. Jak glob długi i szeroki słychać pochwalne hymny: praca zdalna to nasza przyszłość. Dotychczasowe obserwacje wskazywały już jej wielki potencjał. W ciągu ostatnich 10 lat ilość zadań wykonywanych zdalnie wzrosła o ponad połowę, a firmy ją obsługujące w zakresie oprogramowania, specjalistycznych urządzeń i usług je wspierających stworzyły całkiem spory sektor gospodarczy. A w czasach wirusa całość nabrała rozpędu.
Wydaje się zrozumiałe, że zachwyceni są pracownicy, korzystający z tej możliwości. Przecież oszczędzają na czasie i kosztach dojazdów, mogą elastycznie organizować swoją pracę, mogą wybrać ulubiony strój i miejsce (np. taras latem). Nawet jeśli ich pracodawcy ustalą sztywne godziny pracy z domu (są tacy!), ich środowisko pracy będzie znane i przyjazne, to przełoży się na koncentrację, a to z kolei na szybkość i wysoką jakość wykonywanej pracy. Z powodu braku „przeszkadzaczy”, takich jak ploteczki w biurowej kuchni, wpadania szefa z robotami na wczoraj i tym podobnych, większość prac da się lepiej zorganizować, unikając niepotrzebnego rozproszenia. Praca z domu jest zwykle znacznie bardziej płynna, co ogranicza stres, zwiększa wydajność i motywację, a to znowu korzystnie wpływa na zrównoważenie pracy i życia rodzinnego. Badania wykazały, że pracownicy pracujący zdalnie są o 57% bardziej zadowoleni z pracy, uważają, że są bardziej wydajni i mniej zestresowani. Tak oto powstaje obraz pracowniczego raju: bez wychodzenia z domu, 3¬–4 godzinki przy monitorze, bez stresu, marudnego szefa i namolnych kolegów. Zachwytom nie ma końca.
Niby większość pracowników znała już wcześniej odpowiednie narzędzia komunikacyjne, ale ich masowe zastosowanie wymusiła dopiero pandemia. To, co dotychczas wspierało komunikację egzotycznych zespołów roboczych z różnych stref czasowych, w ciągu kilku dosłownie dni stało się podstawowym narzędziem pracy osób zatrzymanych w domach, choćby były one zlokalizowane na sąsiadujących ulicach.
Wredny wirus spowodował gwałtowne przestawienie gospodarki na tryb zdalny, a efekty tego przestawienia mogą stać się największą, od czasów produkcji taśmowej Henry’ego Forda, rewolucją w organizacji pracy. Przedsiębiorcy co prawda jeszcze „przed wirusem” dostrzegali, że praca zdalna przyczynia się do wzrostu morale pracowników o 90%, zmniejsza koszty operacyjne o 77% i ogranicza liczbę zwolnień lekarskich o 50%, ale dopiero pierwsze dni pracy w izolacji udowodniły, że to działa. Wszyscy zrozumieliśmy, że przedsiębiorstwa mogą funkcjonować bez narad w salach konferencyjnych, bez spotkań przy lunchu czy bez służbowych podróży.
Przedsiębiorczość to przede wszystkim dostrzeganie szans, a tak poważna zmiana jak rozwój pracy zdalnej stanowi ogromną szansę m.in. na obniżkę kosztów. Pracownik, który pracuje z domu nie generuje kosztów, choćby oświetlenia, ogrzewania, klimatyzacji, amortyzacji mebli. Lata temu wymyślono pracę na gorących biurkach (hot desks) oferując miejsca pracy tylko dla 50¬–60% załogi. Reszta ma być w terenie lub właśnie w home office, gdzie pracownik sam zapłaci za energię, wodę i wykorzysta swoje meble. Jeszcze łatwiej niż u siebie, można poszukać oszczędności u innych. Jeden z wielkich (naprawdę wielkich) koncernów światowych w swoich rekrutacjach informuje, że jest firmą ludzi młodych, nie zorientowanych na status, ceniących swobodę, równość i luz. Przejawia się to konkretnie w tym, że firma zezwala pracownikom na wygodne, nieformalne stroje i bezpośrednią komunikację. Ta polityka komunikowana jest także klientom i partnerom biznesowym. Wygląda nieźle, prawda? Tak, ale tylko do pierwszej rozmowy o pieniądzach. Oferowane stawki są poniżej stawek rynkowych, co uzasadnia się m.in. tym, że pracownicy maja przecież niższe koszty, ponieważ nie muszą wydawać pieniędzy na reprezentacyjną odzież. Podobny w swojej logice argument dotyczy osób zatrudnianych do pracy zdalnej: stawka jest niższa, bo nie musisz dojeżdżać, oszczędzasz czas i pieniądze i dlatego chcemy, abyś swoimi oszczędnościami podzielił się z pracodawcą. Ale to dopiero początek oszczędności.
Zaakceptowanie pracy zdalnej to pierwszy poważny krok do możliwej zmiany stosunków pracy. W tradycyjnie zarządzanej gospodarce pracodawca pozyskiwał na rynku pracy specjalistów, kupując ich kwalifikacje oraz dostępność. Jeżeli nie miał dla nich wystarczającej ilości pracy na zakontraktowany czas, mógł ich wykorzystać w inny sposób zgodny z prawem, bo pozostawali oni w jego dyspozycji, tj. biurze, w określonych godzinach. Lokalizacja i godziny były zatem głównymi parametrami wykonywanej pracy i otrzymywanej za nią płacy. Praca zdalna usuwa parametr lokalizacji – pracownik może swoja pracę wykonywać z plaży (pozazdrościć!) i zmienia parametr czasu, który dotychczas był płacotwórczy – za określony czas pozostawania w dostępności należało się określone umową wynagrodzenie. W realiach pracy zdalnej o czasie jest tylko mowa w kontekście dostarczenia umówionej pracy na umówiony moment. Za spełnienie tych dwóch warunków należy się wynagrodzenie. Czy ta konstrukcja z czymś się Państwu już kojarzy? Jasne, to sposób pracy freelancerów, osób pracujących na umowę o dzieło czy różnych wariantach umów prowizyjnych, czyli zwykle osób samozatrudnionych. Osób, których zatrudnienie jest zwyczajnie znacznie tańsze i mniej ryzykowne.
Zmiana metod komunikowania i wymuszona nimi zmiana stosunków pracy odciśnie swoje piętno także na strukturach organizacyjnych. Samodzielna praca i ocena jej jakości przez obiektywne parametry (cele i ich realizacja) wywołają spłaszczenie struktur i natychmiastową redukcję niepotrzebnej już części komórek nadzorczo-kontrolnych, czyli różnych menedżerów i supervisorów. To kolejne źródło poważnych oszczędności.
Nie jest łatwo przewidywać rozwój wypadków, zwłaszcza w tak złożonej przestrzeni, jaką jest gospodarka, ale dziś coraz częściej pracując zdalnie, możemy już spodziewać się, że to udogodnienie dla jednych lub utrudnienie dla drugich, będzie brzemienne w skutkach. Na początku XIX w. angielscy luddyści sprzeciwiali się czynnie wprowadzaniu krosien parowych, niszcząc je fizycznie. Chcieli w ten sposób ocalić swoje miejsca pracy. Dziś raczej nikt nie będzie niszczył komunikatorów internetowych, bo i nie ma jak. Warto jednak wyciągnąć z doświadczeń luddystów naukę: po pierwsze ataki na krosna nie spowodowały ich wycofania, a po drugie, pewnie też ważniejsze niż „po pierwsze”, rzeczywiście niektóre miejsca pracy zniknęły, ale na ich miejscu pojawiły się inne. Analogicznie należy patrzeć na zmiany, jakie wywołuje praca zdalna: nie ma co ich kwestionować, bo one na pewno zostaną wdrożone. W rezultacie rzeczywiście zniknie wiele dzisiejszych zawodów i stanowisk, ale wiemy już, że na ich miejsce powstaną nowe. Nasze pokolenie ma znacznie łatwiej niż luddyści, ponieważ my mamy prawie nieograniczony dostęp do nowych kwalifikacji i nowych możliwości. Dlatego możemy się na nowy ład pracowniczy zawczasu przygotować, aby na zmianach jak najbardziej skorzystać. Bo bardziej istotne od tego gdzie jesteśmy teraz, będzie to, gdzie będziemy, kiedy gospodarka ruszy.
Najgorętszym tematem ostatnich dni, dyskutowanym przez przedsiębiorców, importerów i dostawców chemikaliów, jest obowiązek umieszczania na etykiecie nowego numeru – UFI. Wiadomości na temat tego obowiązku przekazują sobie wzajemnie przedsiębiorcy, informuje o nim także Inspekcja Sanitarna podczas wizyt u przedsiębiorców.
Jak już zapewne wszyscy wiedzą, numer UFI (czyli niepowtarzalny identyfikator postaci czynnej, ang. unique formula identifier) to unikalny dla każdego produktu 16-cyfrowy numer, który należy wygenerować elektronicznie i umieścić na etykiecie. Jednak samo umieszczenie numeru UFI na etykiecie, choć w wielu wypadkach kłopotliwe, jest tak naprawdę tylko ułamkiem nowych wymagań wobec producentów i importerów mieszanin niebezpiecznych, gdyż jego umieszczeniu na produkcie/etykiecie musi towarzyszyć odpowiednie zgłoszenie o mieszaninie niebezpiecznej do tzw. krajowego organu kompetentnego.
Sam obowiązek zgłoszenia nie jest nowy, gdyż wprowadzający do obrotu mieszaniny niebezpieczne od lat mają obowiązek ich zgłaszania zgodnie z lokalnymi przepisami. W Polsce jest to system ELDIOM, jednakże nowe wymagania rozporządzenia CLP zdecydowanie rozszerzają zakres wymagań, zarówno formalnych, jak i merytorycznych, co do zgłaszanych informacji.
Najważniejsze – od kiedy nowe wymagania
Pierwotnie obowiązek zgłaszania mieszanin niebezpiecznych wprowadzanych na rynek konsumencki miał zacząć obowiązywać 1 stycznia 2020 r., ale ze względu na krótki czas przygotowania się na nowe obowiązki, zarówno przez przedsiębiorców, jak i państwa członkowskie, już w połowie 2019 r. mówiono o przesunięciu tego terminu. 10 stycznia 2020 r. w Dzienniku Urzędowym UE opublikowane zostało Rozporządzenie delegowane Komisji (UE) 2020/11*, które oficjalnie przesunęło termin implementacji wymagań zawartych w załączniku VIII rozporządzenia CLP (tzw. pierwsza poprawka do załącznika VIII rozp. CLP) w odniesieniu do mieszanin konsumenckich na 1 stycznia 2021 r. i jednocześnie o rok odsunęło nowe obowiązki.
* Rozporządzenie Delegowane Komisji (UE) 2020/11 z 29 października 2019 r. zmieniające rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1272/2008 w sprawie klasyfikacji, oznakowania i pakowania substancji i mieszanin w odniesieniu do informacji związanych z pomocą w nagłych przypadkach zagrożenia zdrowia.
W związku z wprowadzoną zmianą nowy harmonogram zgłaszania mieszanin niebezpiecznych do wyznaczonych organów krajowych zgodnie z nowymi zasadami przedstawia się następująco:
Należy podkreślić, że do wszystkich produktów zgłoszonych zgodnie ze „starym” systemem ma zastosowanie okres przejściowy do 1 stycznia 2025 r. lub do momentu wprowadzenia zmian do produktu (np. zmian dotyczących składu mieszaniny).
Geneza, czyli po co wprowadzana jest zmiana
Duża liczba produktów chemicznych (np. detergentów, farb, klejów) jest wprowadzana do obrotu w UE i stosowana przez ogół społeczeństwa w życiu codziennym oraz przez specjalistów w ich środowisku pracy. Zasadniczo produkty chemiczne uznawane są za bezpieczne, jeżeli przestrzegane są instrukcje dotyczące ich stosowania. Niezamierzone narażenie na chemikalia może jednak mieć miejsce, np. z powodu niewłaściwego użycia lub wypadku. Kiedy tak się stanie, natychmiastowy dostęp do istotnych informacji na temat produktów chemicznych ma kluczowe znaczenie dla personelu medycznego i osób świadczących usługi w sytuacjach wyjątkowych.
W 1988 r. na podstawie dyrektywy Rady 88/379/EWG zobowiązano państwa członkowskie do wyznaczenia jednostki odpowiedzialnej za otrzymywanie informacji obejmujących skład chemiczny, dotyczących preparatów wprowadzanych do obrotu i uznawanych za niebezpieczne. Informacje te miały być wykorzystywane do wszelkich celów medycznych poprzez opracowanie środków zapobiegawczych i leczniczych, w szczególności w nagłych przypadkach. W 1999 r. dyrektywa została uchylona nową dyrektywą 1999/45/WE, przewidującą podobne zobowiązanie. W Polsce na tej podstawie Biuro ds. Substancji Chemicznych przyjmowało zgłoszenia o niebezpiecznych mieszaninach wprowadzanych na polski rynek. Sposób zgłaszania ewaluował w czasie i ostatnio mieszaniny niebezpieczne zgłaszaliśmy elektronicznie za pomocą systemu ELDIOM. Zgłoszenie oprzeć można było w większości wypadków na danych zawartych w karcie charakterystyki zgłaszanej mieszaniny.
Zgłoszenie informacji o mieszaninie niebezpiecznej zgodnie z polskimi wymaganiami umożliwiało jednak wprowadzanie na rynek produktu tylko w naszym kraju. Chcąc wejść na inne unijne rynki, przedsiębiorcy zmuszeni byli poznać i wypełnić wymagania innych państw członkowskich, dotyczące warunków i sposobu zgłaszania. W ramach poprzedniego systemu prawnego i w ramach rozporządzenia CLP brak wymogów dotyczących zharmonizowanych informacji doprowadził do znacznych różnic w obowiązujących krajowych systemach powiadomień, formatach danych i wymogach w zakresie informacji. Z tego powodu przedsiębiorstwa wprowadzające mieszaniny do obrotu w różnych państwach członkowskich musiały wiele razy przedkładać podobne informacje w różnych formatach. To zróżnicowanie doprowadziło do niespójności informacji dostępnych dla personelu medycznego w przypadkach zatrucia lub przypadkowego narażenia w różnych państwach członkowskich. W związku z powyższym na Komisję Europejską nałożono obowiązek przeprowadzenia przeglądu, zgodnie z art. 45 rozporządzenia CLP, w celu dokonania oceny możliwości harmonizacji składanych informacji. Przegląd przeprowadzono w porozumieniu z zainteresowanymi stronami oraz przy wsparciu Europejskiego Stowarzyszenia Ośrodków Toksykologicznych i Toksykologów Klinicznych (EAPCCT) i finalnie na jego podstawie wprowadzano tzw. załącznik VIII do rozporządzenia CLP, w którym określono przepisy służące harmonizacji informacji, w zakresie formatu i treści, na temat nagłych przypadków zagrożenia zdrowia, które przedsiębiorstwa wprowadzające do obrotu w UE mieszaniny stwarzające zagrożenie, określone w załączniku, są zobowiązane przekazać jednostkom wskazanym przez każde państwo członkowskie (tj. wyznaczonym jednostkom).
Zakres nowych obowiązków
Zgodnie z nowymi przepisami importer lub dalszy użytkownik (formulator) przed wprowadzeniem mieszaniny stwarzającej zagrożenie ma obowiązek przygotować i przesłać do odpowiedniego organu kompetentnego poniższe informacje:
• Dane kontaktowe – imię i nazwisko/nazwa, pełny adres, numer telefonu i adres e-mail importera lub użytkownika końcowego przedstawiającego zgłoszenie;
• Nazwa handlowa lub nazwy mieszaniny – w stosownych przypadkach również znak towarowy i warianty nazwy zamieszczone na etykiecie;
• Rodzaj i rozmiar opakowania – opakowanie używane do wprowadzania mieszaniny do obrotu do użytku konsumenckiego lub profesjonalnego. Rodzajem pojemnika może np. być butelka, pudełko lub puszka do rozpylania. Rozmiar powinien odzwierciedlać objętość lub wagę nominalną opakowania;
• Kategoria produktu – kategoria zgodna ze zharmonizowanym europejskim systemem kategoryzacji produktów (EuPCS). Wybrana kategoria musi odpowiadać głównemu zamierzonemu zastosowaniu produktu, którym może być np. nawóz, środek do prania czy produkt do oczyszczania powietrza. Kategorie zastosowania należy ustalić w oparciu o kategorię zastosowania przez bezpośrednich klientów oraz przez dalszych użytkowników w łańcuchu dostaw. Dlatego też, jeśli mieszanina („mieszanina wyjściowa”) jest przeznaczona do zastosowania przemysłowego, ale na późniejszym etapie zostaje wprowadzona przez dalszego użytkownika do niebezpiecznej „mieszaniny końcowej” przeznaczonej do zastosowania konsumenckiego lub profesjonalnego, informacje dotyczące mieszaniny należy przekazać zgodnie z wymaganiami i terminami określonymi dla zastosowania profesjonalnego lub konsumenckiego, stosownie do przypadku;
• Niepowtarzalny identyfikator postaci użytkowej (UFI) – kod generowany przez generator UFI, np. J200-U0CW500A-Q2DA, musi być oznaczony na etykiecie produktu lub opakowaniu i zawarty w zgłoszeniu;
• Informacje dotyczące zagrożenia – klasyfikacje zagrożeń dla zdrowia ludzkiego i zagrożeń fizycznych mieszaniny. Należy przedstawić również następujące elementy etykiety: piktogramy określające rodzaj zagrożenia, hasło ostrzegawcze, zwroty wskazujące rodzaj zagrożenia, informacje uzupełniające o zagrożeniach, zwroty wskazujące środki ostrożności;
• Informacje toksykologiczne – obejmują prawdopodobne sposoby narażenia na działanie mieszaniny, jak wdychanie, połknięcie, kontakt ze skórą lub oczami. Informacje zawierające skutki długo- i krótkoterminowe oraz objawy narażenia. Informacje o skutkach toksykologicznych mieszaniny są takie same, jak wymagane dla sekcji 11 karty charakterystyki;
• Informacje o właściwościach fizycznochemicznych, np. o stanie fizycznym, kolorze i wartości pH mieszaniny;
• Informacje o pełnym składzie mieszaniny – obejmują wszystkie składniki, ich stężenia w mieszaninie oraz klasyfikację. Składniki mogą być substancjami lub mieszaninami w mieszaninach.
Informowanie o pełnym składzie, czy to możliwe?
Chyba najbardziej dyskutowanym elementem nowego zgłoszenia jest podawanie pełnego składu mieszaniny stwarzającej zagrożenie. Zgodnie z wymaganiami powinniśmy podać wszystkie składniki zgłaszanego produktu, a nie jak było to do tej pory w Polsce, wyłącznie te, które stwarzają zagrożenie i wymienione są w karcie charakterystyki. W przypadku producentów mieszanin chemicznych jest to oczywiście możliwe, jednak wiąże się z przekazaniem w zgłoszeniu całej receptury, co jest kontrowersyjne ze względu na tajemnicę handlową. Natomiast w przypadku importerów mieszanin niebezpiecznych problem jest zdecydowanie większy. Jak przekonać dostawców np. z Japonii, Chin czy Stanów Zjednoczonych (niepodlegających i często kompletnie nieznających unijnych przepisów) do przekazania importerowi receptury produktu?
Już podczas dokonywania rejestracji substancji zgodnie z REACH zawartych w mieszaninach wielu importerów miało ogromne problemy z określeniem wymaganych do rejestracji substancji i w wielu przypadkach musiało oprzeć się jedynie na deklaracjach producentów spoza EU lub też ich wyłącznych przedstawicieli. Obecnie skala i wymagania są jeszcze bardziej rygorystyczne i mimo że ustawodawca przyjął także możliwość wyznaczenia wyłącznego przedstawiciela przez firmy spoza EU, który to w ich imieniu dokona zgłoszeń, to i tak dla wielu pozaeuropejskich dostawców przekazanie w zgłoszeniu całej receptury jest niezgodne z polityką firmy. Kolejnym problemem jest to, że poza UE firmy często korzystają z podkomponentów (gotowych mieszanin chemicznych o określonym, ale nieznanym im składzie) i często nawet mimo szczerych chęci nie będą w stanie podać informacji o wszystkich składnikach, bo sami korzystają z gotowych już mieszanin i po prostu ich nie znają.
Co z dystrybutorami?
Zgodnie z przepisami załącznika VIII obowiązek zgłoszeń dotyczy importerów i dalszych użytkowników, czyli formulatorów. W przepisach nie ma powołania na dystrybutorów, którzy zgodnie z definicją zawartą w CLP wyłączeni są z określenia „dalszy użytkownik”. Zgodnie z powyższym należy założyć, że ustawodawca przyjął, iż dystrybutorzy informują swoich dostawców (producentów/importerów mieszanin) o obsługiwanych rynkach docelowych, co oczywiście w praktyce nie musi być prawdą. Czy więc dystrybutor wprowadzający mieszaninę niebezpieczną ma obowiązek dokonania zgłoszenia? Czytając treść rozporządzenia dosłownie, można by powiedzieć, że nie, ale prawnicy już obecnie starają się tłumaczyć, że zgodnie z CLP produkty wprowadzane na rynek muszą być zgodne z wymaganiami rozporządzenia i brak zgłoszenia do kompetentnego organu w danym kraju członkowskim będzie uchybieniem.
Rodzi się też pytanie, czy jeśli dystrybutor uzna, że nie jest tajemnicą na jakie rynki produkt wprowadza i powiadomi o tym swojego dostawcę, to on zechce dokonać zgłoszenia na te inne rynki. Zgłoszenie wymaga oczywiście czasu i wiąże się z obowiązkiem zgłoszenia w języku kraju docelowego, na terytorium którego produkt jest wprowadzany, oraz sporządzeniem w tym języku karty charakterystyki.
Czy przemysł jest gotowy?
Przełożenie daty obowiązywania nowych wymagań o rok wywołało u przedsiębiorców ulgę, ale należy pamiętać, że 12 miesięcy (od dziś już znacznie mniej) minie bardzo szybko. Część firm, dla produktów obecnych już na rynku i zgłoszonych na dotychczasowych zasadach, będzie mogła skorzystać z okresu przejściowego. Zaleca się przejrzeć swoje portfolio produktów i jeśli nie wszystkie zostały zgłoszone w starych systemach, natychmiast to zrobić.
Podsumowanie
Czasu jest naprawdę niewiele, a nauki i pracy dużo. Nowy system jest zdecydowanie bardziej wymagający i mniejintuicyjny. Potrzeba też dużo więcej czasu na każde zgłoszenie,gdyż z jednej strony potrzebne są bardziej szczegółowedane, a z drugiej sama procedura zgłaszania jestzdecydowanie trudniejsza niż nasz rodzimy ELDIOM (nowyformat zgłoszenia oparty jest na programie IUCLID6,funkcjonującym w obszarze rejestracji REACH i zgłoszeńeuropejskich produktów biobójczych).Przemysł z pewnością z nowymi wymaganiami się oswoi,wszystkiego można się nauczyć, jednak koszt takiej naukimoże być wysoki. Część firm będzie dokonywać tychzgłoszeń sama, część przerzuci je na podwykonawców,a część zleci podwykonawcom, np. wyspecjalizowanym firmom, co może okazać się rozwiązaniem optymalnym.